Nie miałam pojęcia, że dzielenie się z Wami nowymi wieściami z budowy będzie mi sprawiało tyle przyjemności i dawało motywację do dalszego działania Obiecałam fotorelację z wczorajszego dnia, więc teraz nastąpi spełnienie obietnicy W kilku słowach pozwolę sobie skomentować zawartość zdjęć. Ufff... wybierania było mnóstwo!
Zacznę zatem od początku Gruchy miały przyjechać o godzinie 10:00. Ale się spóźniły. Parę minut po 10:00 pojawiła się pompa, która czekała na gruchy z betonem. Na szczęście dyspozytorka uprzedziła nas o sytuacji, więc zamiast oczekiwać z założonymi rękoma, Chłopaki "dopieszczali" to, co przygotowali. Mąż biegał z drabiną:
I co chwilę na nią wchodził, a gdzieniegdzie wbił jeszcze parę gwoździ - tak na wszelki wypadek
Humory dopisywały: tu "zakratowany" Brato-sąsiad
Tata miał czas na to, żeby spokojnie rozbijać niepotrzebne szalunki:
W końcu nad naszym stropem zaczęła się "rozwiajać" pompa:
To był dla Chłopaków sygnał, że za chwilę coś zacznie się dziać - jak jeden mąż zaczęli zakładać gumowce
A kiedy przyjechała pierwsza grucha...
...wgramolili się na górę
Ja oczywiście wlazłam na samym końcu i - uzbrojona w aparat - uwieczniałam wszystko "ku potomnym" Najpierw zalaliśmy wieniec dookoła całego budynku.
Potem operatorem pompy został Teść, narzędziem pracy mojego Taty stała się łopata do rozgarniania, a Mąż z Bratem - wyrównywali wylany beton narzędziami własnej konstrukcji.
A wszystkiemu przyglądał się i dobrą radą służył szef naszej ekipy murarskiej, który przecież nic nie musiał, bo stropów z nim nie uzgadnialiśmy, a jednak był
I teraz nasz strop wygląda tak