Nasza Edysia wybudziła mnie z poświątecznego letargu I tak oto - tu i ówdzie troszkę bardziej zaokrąglona po wielkanocnym obżarstwie (no nijak nie mogłam się oprzeć smakołykom, które usłały stół w rodzinnym domu moich Rodziców i Dziadków mojego Małżonka) - jestem i piszę!. Dwa kilogramy "w tę", dwa "we w tę" - cóż to za różnica, prawda??? Zacznę się odchudzać, ale... od jutra... A kiedy to "jutro" naprawdę nastąpi to... chyba nikt nie wie! Oj tam: spodnie dopinam, guziki z hukiem nie strzelają, suwaki się nie rozchodzą - to chyba nie wyglądam jeszcze jak baleronik przewiązany sznurkiem! Jeszcze grillowanie podczas długiego weekendu - a potem "brzuszki", "skłony", "bieganie", może "pływanie"... Przyrzekam - i Wam, i sobie! Diety-cud nie obiecuję, bo wiem, że w niej nie wytrwam - po prostu za bardzo kocham: i gotowanie, i jedzenie!
Przed świętami nie miałam czasu, żeby usiąść przed komputerem i wystukać na klawiaturze odpowiednie literki, które złożyłyby się na świeżutki, nowiuśki wpis! Całkowicie pochłonęły mnie "kuchenne rewolucje", które odbywały się w mojej mikro-kuchni. Wpadłam tylko na chwilę złożyć Wam wielkanocne życzenia. Przepraszam, że nie udało mi się tego zrobić u Was indywidualnie, ale mięso podskakujące na gorącej jak lawa patelni, biszkopt rosnący w piekarniku i budyń pyrkający w garnku - nie dały mi o sobie zapomnieć. Kochani - powiem Wam to samo, co powiedziałam mojemu Radkowi: mam nadzieję, że to ostatnie święta, które przygotowywałam w naszym gniazdku! Lubię to nasze maciupkie mieszkanko, mam do niego olbrzymi sentyment, ale... mam też dość ciągłego potykania się o różne przedmioty, mam dość wypadania różnych rzeczy z szafek (i to w najmniej odpowienim momencie)! Nie wynika to wcale z bałaganiarstwa - bo tego nie znoszę, tylko z tego, że panuje tu olbrzymia ciasnota - a na nią rada jest jedna: jak najszybsza przeprowadzka do naszego Lapiska!
W każdym razie - już po świętach! Ufff... Można odetchnąć, wszystko wraca do normy!
Teraz - skrót z budowy:
- hydraulik działa - super facet, w 200% godny polecenia! Robota pali mu się w rękach, wszystko ładnie z nami ustala, podpowiada, gdy uznaje, że mamy głupie pomysły, a pomieszczenia, w których już był i pracował można poznać po dwóch rzeczach: rurkach wkutych w ściany, podłogi itp. i po bezwzględnym porządku, który po sobie p. Wiesio zostawia! Przy tym wszystkim dodam jeszcze, że to niespotykanie spokojny i skromny człowiek! I ma to coś, co bardzo sobie cenię - jest maksymalnie konkretny! Jesteśmy mega zadowoleni!
- elektryk nie działa - ma wejść do nas podczas długiego weekendu, a to oznacza... opóźnienia. W każdym razie - wczoraj oblecieliśmy z Radkiem całą chałupkę i zaznaczyliśmy gniazdka i kontakty. Ogółem wyszło nam - póki co - 75 punktów - generalnie chcemy zmieścić się w 100. Są widoki na to, że... damy radę! Radek, Tata i Teść wykopali dół pod kabel z prądem, wsadzili w niego co trzeba i zakopali. Ponadto tata wykuł w ścianie miejsce na skrzynkę podtynkową. I to w temacie elektryki - póki co - wszystko.
- jesteśmy po rozmowach z firmą ochroniarską - czekamy na wycenę. Jedna z firm przedstawiła nam dobrą ofertę, która obejmuje ochronę budynku jeszcze nie zamieszkanego. Bierze odpowiedzialność nie tylko za włamania i kradzieże, ale też - na przykład - za wybitą szybę w oknie. Przezorny zawsze ubezpieczony, więc... chyba zdecydujemny się na współpracę
- zawieźliśmy do gminy kolejne pisemko w sprawie przyłączenia nam wody do domu. Hydrant stoi tuż przy naszej działce, ale na pociągnięcie wody do nas - już kasy nie wystarczyło. Wójtowa nas zbywa - więc plan jest taki, żeby bombardować ją pismami (notabene: na żadne jeszcze nie dostaliśmy odpowiedzi, a pierwsze było złożone dokładnie rok temu, w kwietniu - jakby nie liczył - ustawowy termin rozpatrywania został naruszony i to poważnie) i telefonami (dzwonimy co i rusz z innych numerów, ponieważ połączenia z naszych są ignorowane). Mówię Wam - ta nasza gmina M. to jest taka, jakby się czas w niej zatrzymał. Jedziesz tam i masz wrażenie, że przenosisz się we wczesny PRL! Najlepsze jest to, że rozmawialiśmy z gościem, który robił to przyłącze, stawiał hydrant i podłączył wodę do domu naszego Sąsiada. Gość powiedział, że to tak naprawdę nie jest kwestia pieniędzy tylko zlecenia, na podstawie którego on może wykonać przyłącze, a wynagrodzenie może odebrać i potem - bo ma pewność, że gmina i tak i tak mu zapłaci. Paranoja - inaczej się chyba tego nazwać nie da! Dodam tylko, że w tej walce nie jesteśmy osamotnieni- przyłączyło się do nas jeszcze dwóch Sąsiadów, którzy mają podobną sytuację, z tym, że jeden już mieszka w swoim domku, a drugi swój zaczyna budować.
- po długim weekendzie umówieni jesteśmy z dekarzem. Radek rozmawiał z nim już na jesieni ubiegłego roku, teraz dekarz zrobi nam aktualną wycenę i - jeśli się dogadamy - kładziemy blachodachówkę
- rozglądamy się też za cegłą na ściankę pod schodami
- i jeszcze słów kilka o moich pięknej urody roślinkach: na naszej działeczce zagościły tuje - póki co sztuk 4, jeszcze "zadoniczkowane", wkrótce zostaną wysadzone w grunt Pokazałam mojej wisience zdjęcia wisienek "własnoniebowych", zawstydziła się "dziewczyna" i w "trymiga" obsypała się bieluśkim kwieciem. Wprawiła mnie tym samym w olbrzymie zdumienie, bo o kwiatostanie w tym roku nawet nie marzyłam - przecież wisienka sadzona była przez nas w październiku czy w listopadzie! Piękna niespodzianka, mówię Wam! Pragnę też obalić mit, jakoby hipermarketowe sadzonki się nie przyjmowały! Moja "biedronkowa" forsycja puszcza nowe listki - wyglada na to, że jej u nas całkiem dobrze! No i new's dnia (być może również z d....y, nie wiem )! Mój sposób na lawendę (uchodzacą na kapryśną i trudną do wyhodowania z nasionek) okazał się trafiony! W paletkach, w któych ją wysiałam pojawiły się pierwsze nieśmiałe kiełki, póki co sztuk 11, ale zapowiada się, że będzie więcej! Jestem przeszczęśliwa!
To tyle z tego, co u nas słychać! Zdjęcia dorzucę później, bo... po pierwsze piszę z pracy... (tylko ciiii...), a po drugie - aparat i tak został na działce. I to chyba nie wina sklerozy, tylko tego cudownego, wiosennego, optymistycznego zawrotu głowy! Pogoda dopisuje - wczoraj łaziłam po działce w bluzce na ramiączkach - pierwszy raz w tym roku! I wcale nie było mi zimno! Oby tak dalej! Oby tak dalej...