Do samochodu udało nam się wsiąść zanim zaczęło padać, ale już chwilę potem zza szyb auta widzieliśmy jedynie to:
Wielkie krople deszczu szybko zamieniły się w grad - okropne uczucie, jak to tałatajstwo tak stuka i puka w dach, na szczęście gradowe kulki miały przyzwoitą wielkość i szkód nie wyrządziły. Gdy dojechaliśmy na działkę, praktycznie było już po burzy - na ziemię spragnioną wody spadały ostatnie, spóźnione kroplelki
Weszliśmy do domu, a tam? Na parterze świeci światło! Tynkarze zapomnieli wyłączyć!!! Dobrze, że jednak przyjechaliśmy, bo inaczej 100-watowa żarówka świeciłaby całą noc! Ponieważ to już druga taka sytuacja, dziś uczulimy tynkarzy na to, żeby sprawdzali, czy na pewno zgasili światło. No bo co? W końcu to my potem będziemy płacić rachunki!
W niedzielę Tata z Radkiem uszczelniali papę lepikiem na ciepło. Nie mam niestety zdjęć z tej czynności, bo oczywiście aparat zostawiłam wtedy w domu (kilka fotek pstryknęła swoim aparatem Sąsiadka, ale jeszcze sobie ich od niej nie zgrałam). W każdym razie w rolach głównych wystąpiły następujące atrybuty: sklecone na prędce, prymitywne palenisko, stare, cynowane wiadro i lepik z dużym dodatkiem smoły. W roli "gotowacza" - Tata, w roli "zalepiacza-akrobaty dachowego" - Radek
Tym sposobem udało nam się skutecznie załatać miejsce, w kórym ciekło najbardziej (w małym pokoju, mieszczącym się nad tarasem) - woda zostawiła po sobie ślad, ale nowych nacieków już nie ma:
Teraz trzeba jeszcze pomyślieć nad tym, jak uszczelnić dziurki przy kominie - po wczorajszym deszczu zacieki na nim były dość znaczne. Co tu zrobić, żeby do momentu prac dekarskich jakoś go zabezpieczyć? Jak zawinąć papę, żeby woda nie wlewała się do środka? Będzie trzeba opracować napoleoński plan
W naszym małym, blaszanym garażu "leżakuje" sobie siatka na tył ogrodzenia:
... a towarzystwa dotrzymuje jej kompletna, niepomalowana, ale już zabezpieczona przed wilgocią i robalkami drewnolubnymi - studnia
Z działki przepędziły nas wciąż kłębiące się chmury:
Spójrzcie tylko, jaki brzozowy las porasta sąsiednią działkę! U nas byłoby podobnie, gdyby w porę nie zostały usunięte z niej korzenie! Drzewa są coraz wyższe, sądzę, że jak do przyszłego roku właściciele nic z tym nie zrobią, to brzozy przesłonią nam cały widok z balkonu
I już na sam koniec - krótka dygresja: wszyscy budujący borykają się z wieloma - większymi lub mniejszymi - problemami. Wiele jest w stanie nas zaskoczyć, zmartwić, zmusić do zmian planów, do szukania nowych rozwiązań, nauczyć cierpliwości - wszystko po to, żeby można było kiedyś zasiąść w fotelu we własnym domu i wspominać, jak to było, kiedy powstawał! Pilnujemy fachowców, patrzymy im na ręce - zapewne ich to irytuje, ale cóż - to my kiedyś będziemy tu mieszkać i lepiej, jeśli na wszystko będziemy mieli oko tak, żeby w porę wychwycić błędy i je poprawić. Najpierw człowiek sprawdza, czy murarz stawia proste ściany. Potem pilnuje kolejnych ekip - tak jak my teraz naszych tynkarzy. Komu ma zależeć, jak nie nam! Ostatnio jednak całkiem niedaleko nas miała miejsce bardzo przykra sytuacja: na pewnej działce zaczął budować się dom: najpierw koparka zrobiła, co powinna, potem zostały zalane fundamenty w ziemi, postawione z bloczka nad ziemią, chwilę potem rozprowadzono rury kanalizacyjne, przysypano to wszystko piachem, ubito zagęszczarką, wylano chudziak. Normalne, pierwsze budowlane kroki. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy pewnego dnia zobaczyliśmy, że wszystko to zostało koparką zwalone na jedną kupę, zrównane z ziemią! To jest dopiero problem budowlany!!! Bardzo, ale to bardzo przykra sytuacja, której wolę sobie nawet nie wyobrażać! Szkoda pracy, materiału, czasu, pieniędzy i inwestora, który musiał przez to przejść. Nie byliśmy tam i nie pytaliśmy co się stało... no bo jak to zrobić... Widać, że nowe bloczki już stoją na paletach - także inwestor zamierza pewnie działać dalej. Najprawdopodobniej było tak, że fundamenty nie zostały zazbrojone... Przy takim problemie - nasze tynkowe bledną...