O tynkowaniu słów kilka!
Słuchajcie - dziś mam taki dzień, że tylko przyłożyć głowę do poduszki i spać! Oczy same mi się zamykają, powieki ciężkie, jakby były z ołowiu... Kawa kusząco "łypie" na mnie brązowym okiem ze słoiczka w mikro-kuchni - ale napić się jej nie mogę - lekarz zabronił, a Mąż pilnuje, żebym się go słuchała, więc... pozostaje mi ziewanie celem dotlenienia mojego doświadczonego ostatnio organizmu. No to postanowiłam sobie - w ramach rozrywki - trochę posprzątać. Na blogu oczywiście! Jak widzicie - "wymiotłam" stare zdjęcia z nagłówka (takieś-jakieś szarawe i smutne, z ostatnich podrygów zimy), zmieniłam na takie w barwach lata - słoneczne i ciepłe, z niebieskim niebem w tle! O P T Y M I S T Y C Z N E po prostu!
No dobra to teraz czas na temat tynków. No ja nie wiem, jak Wy, ale ten etap był ( a raczej wciąż jest) dla nas niezwykle stresujący. Zależało nam (i nadal zależy - bo przecież tynki jeszcze nie skończone) na tym, żeby były one dość równe i gładkie. Nie chcemy bowiem po tynkowaniu naciągać ścian gipsem. Może jesteśmy inni, ale lubimy jak ściana ma delikatną strukturkę. Naszymi atrybutami stały się: łata oraz duuuużyyy kątomierz (tutaj serdeczne buziaki i uściski dla mojego Brata, za pożyczenie odpowiedniego narzędzia :* ) - przyrządy bezwzględne dla skiepszczonych tynków! Wszystkim radzę - wyposażcie się w takie narzędzia i obchodźcie ściany: mierzcie, mierzcie i jeszcze raz mierzcie - nam udało się w ten sposób znaleźć kilka nieprawidłowości i w porę porozmawiać z tynkarzami o konieczności naniesienia poprawek (chodzi tu głównie o kąty i o jedną ścianę, dzielącą dwa pokoje na dole: dziwnym trafem zwężała się ku drzwiom). No to teraz czas na kilka zdjęć - na pierwszy rzut - nasza biała sypialnia "na pięterku"
Cholercia! Coś kiepawe to zdjęcie! Czyżby aparat przyzwyczaił się do szarości i tak "niewyraźnie" reagował na biel?
Tutaj zdjęcie z cyklu "mam kątownik i nie zawaham się go użyć" - Małżonek w akcji "Pomiar"
I ściana przed dotarciem piaskiem kwarcowym, który to "zalega" pod przykryciem (coby wiatr go nam nie rozwiał) na naszej działce
Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie mogę nie wspomnieć! Ponieważ mój Tata nie ma teraz nic do roboty na działce, a bezczynnie siedzieć nie potrafi (przynajmniej wiem, po kim to mam), postanowił zrobić użytek z niepotrzebnych nam już stempli i "wyczarował" takie cudo do naszego ogródka:
Tutaj studnia jeszcze nie skończona - ale teraz już jest kompletna - zaraz ruszamy na działkę, więc przywiozę aktualne zdjęcie!
Aha! Jeszcze jedna ważna sprawa! Domi! Te piórkowate latające stworzenia chyba lubią Lapisy! U nas wykluły się maciupkie sikoreczki! Niestety - ornitolog ze mnie żadny - nie mam cierpliwości siedzieć i czekać na to, aż ptasia mama lub tata zechcą przylecieć do swych wygłodniałych, wrzeszczących co sił w płucach pisklaków z robalami w dziobie, więc zdjęcia rodzicieli nie mam. Ale sfotografowałam "dziurkę", w której ptaszyny mają swój mały azyl - musicie mi uwierzyć na słowo, że tutaj naprawdę mieszka rodzina sikorek!
No i jeszcze fotka halogena w wersji "jaśnieoświeconej"
I już na sam koniec (bo Małżonek pogania, że na działkę jedziemy: już, teraz, natentychmiast!) - jak tak leżałam albo półsiedziałam, to niekoniecznie zupełnie bezczynnie - oto dzieła, które spod rąk mych wówczas wyszły:
A tak w ogóle to burza idzie! Lecę! Mam nadzieję, że nas nie "złapie"!