Schody - odsłona pierwsza
Od wtorku w naszym domu znów się dzieje Konkretnie rzecz biorąc - dzieją się schody, tzn. brzydka szarość chropowatego betonu jest w trakcie ukrywania się pod deskami z dębu Nasze schody dostają swoje nowe "ubranie", a ja znów czuję się tak, jak na początku budowania - w końcu dzieje się coś "dużego", a postępy widać gołym okiem!!! I gdyby nie moje dodatkowe 7 kg szczęścia, które to przyszło mi dźwigać w te upalne, letnie dni, to chyba latałabym pod samym sufitem, niesiona na skrzydłach dzikiej radości! Co tam kurz, co tam stukanie i pukanie, co tam wiercenie! Grunt, że nasz dom ewoluuje! Swoją drogą - ekipa do sprzątania po tym szaleństwie już czeka w pogotowiu
Ale, ale... nie wszystko od razu! Żeby Sylwia Romeczkowa znów nie narzekała, że wpisy za długie robię i nie wie, na czym się skupić - to pozwolę sobie dozować przyjemność (mam nadzieję, że nie tylko pisania, ale i czytania).
Temat schodów został "poruszony" po raz pierwszy w sobotę dwa tygodnie temu. Wtedy to właśnie: pojechaliśmy do sklepu, zakupiliśmy Capon extra...
...który m.in. zabezpiecza drewno przed ciemnieniem, potem ja wylegiwałam się na leżaku (a co!), a Mąż - z maseczką na twarzy, żeby się nie nawdychać - majtał pędzlem po trepach, stopniach i podstopniach...
I tak oto wszystko to - pomalowane i przygotowane - na baczność czekało na swój wielki dzień
A wielki dzień nastał w poniedziałek, kiedy to w naszym domu zagościł p. Janek. Od wtorku wziął się za robotę i dziś schody są prawie, prawie obłożone - p. Janek przewiduje, że w niedzielę ogłosi pełen sukces Potem jeszcze tylko druga warstwa Caponu, lakierowanie, docieranie, lakierowanie, docieranie - i schody nabiorą prawie ostatecznego wyglądu! Prawie - no bo barierki na razie nie będzie - ale spokojnie: nadrobimy to w przyszłym roku. Póki co - już ubolewam nad tym, że do momentu, kiedy na poddaszu nie zapanujemy nad kurzem (czyt. "nie położymy podłóg i nie pomalujemy ścian" (o montażu drzwi wewnętrznych i wykończeniu łazienki - póki co - nawet nie marzę!) - na swoje stare miejsce wróci gipsowo-kartonowa zabudowa wejścia na poddasze).
Aha! Luśka przygląda sie tym nowym schodom co wieczór Siada na najniższym stopniu, zadziera łepek do góry, kręci nim na boki i... się przygląda. Wczoraj śmiałam się do Radka, że pewnie po jej kudłatej główce snują się myśli typu: "Cholera! Ale fajny drapak mi montują!"
Kolejny wpis schodowy - już wkrótce!!!