Stało się! :D
Nasza piwniczka, która mieści się pod schodami, doczekała się w końcu betonowych schodów (do tej pory za schody robiły tu poukładane na ich kształt pustaki)! W minioną sobotę Radek się zaparł i powiedział, że robi schody i koniec!!! Dogadał się z Sąsiadem, który akurat zalewał podmurówkę pod ogrodzenie (użyczył nam betonu - za co serdecznie dziękujemy!!!), zrobił szalunek, najpierw woził beton taczkami, potem nosił go wiadrem na miejsce przeznaczenia i zalewał, a potem docierał schody. O - tak wyglądała nasza ostatnia sobota:
Potem było docieranie, podlewanie i wietrzenie spiżarki, celem wysuszenia schodów. A dziś - jak człowiek, w cywilizowany sposób - zeszłam sobie po schodkach po ziemniaczki na zupę ogórkową! Że też trzy taczki betonu mogą dać tyyyleee radochy!
Po sobotnim zalewaniu schodów, przyszedł w końcu czas na wieczorne kibicowanie. No cóż... pomimo wzmocnionego dopingu - sprawy nie ułożyły się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli
Pamiętacie jeszcze naszą "Never ending story" z panem meblarzem??? Hmmm... no cóż mogę Wam powiedzieć... trwa nadal, z tym, że teraz - uczeni doświadczeniem nie daliśmy się zbyć. Pan meblarz jechał do nas trzy miesiące z (uwaga!!!) trzema zawiasami, czterema filcami do szafy (żeby nie trzaskały drzwi) i uchwytem do cargo (który obłamał podczas montażu mebli - i co na szczęście zauważyliśmy). Zwodził nas tyle czasu, obiecywał, że będzie za tydzień - i tak mijały tygodnie za tygodniami, aż w końcu przestał odbierać telefony od nas. Przykre - ale prawdziwe. W końcu wzięliśmy się na sposób i... zadzwoniliśmy do niego z numeru, którego nie znał. Odebrał, a jakże! I strasznie był zdziwiony, gdy się zorientował, że to właśnie my do niego dzwonimy! Rozmowa do przyjemnych nie należała, więc pozwolę sobie jej tu nie przytaczać, ale pomogła: pan meblarz się pojawił. O dziwo - nawet wcześniej niż zapowiadał, że będzie - pewnie chciał uniknąć spotkania z Radkiem. Zamontował uchwyt do cargo (teraz po wysunięciu nic się nie "giba"), zmienił zawiasy w witrynie, a w szafie wiatrołapowej zamontował filc i przymocował uchwyty, które wypadały przy każdym pociągnięciu drzwi. W międzyczasie bił się w piersi, przepraszał i mówił, że "zachował się jak świnia" - na co ja odparłam, że "przez grzeczność nie zaprzeczę". Jedyna rzecz, której jeszcze nie wymienił - to front barku, który wcześniej został źle przez niego przycięty, co spowodowało, że powstała brzydka dziura pomiędzy frontem a brzuszkową ścianą (w której to dziurze Lusia z upodobaniem wielkim szuka myszy). Pomimo zapewnień i obietnic, że pan meblarz wymieni front w przeciągu następnych dwóch tygodni - tym razem zażądałam pisemnej reklamacji w dwóch egzemplarzach - jeden dla nas, drugi dla niego - z określeniem ostatecznego terminu realizacji. Termin ten mija w czwartek przyszłego tygodnia. Teraz fotencje: filc przy drzwiach od szafy (to takie szare, kosmate, pomiędzy czerwonym a srebrnym) - trzaskania nie będzie!!!
Zmienione zawiasy w witrynie - witryna otwierała się nie na tę stronę co powinna i ciężko było cokolwiek z niej wyjąć i schować:
Po zamontowaniu nowych zawiasów - jest duuużooo wygodniej - wszystko widać jak na dłoni:
A to jest front, który czeka na wymianę:
O kominku pisać nie będę, bo... niestety nie ma o czym... Ale jest nadzieja, że będzie, więc żeby nie zapeszyć - przemilczę ten drażliwy dla nas temat.
A tymczasem mogę obwieścić pełen sukces na płaszczyźnie VAT-u budowlanego!!! Nie, nie, nie - kasa jeszcze nie wpłynęła, ale byliśmy w Skarbówce, podpisaliśmy się pod poprawkami, a przy tym wysłuchaliśmy pochwał pod kątem osoby, która zrobiła rozliczenie, że tak skrupulatnie i dokładnie, że aż miło było sprawdzać i poprawiać!!! Mało z dumy nie pękłam, mówię Wam! Tak mi się ciężko było do tego zabrać - a tu proszę - tyle miłych słów!!! Hmmm... już dogadałam się z Radkiem, że w nagrodę za sukces zafunduję sobie żelazko z generatorem pary - a co!!! Coś mnie się za te wieczory spędzone nad fakturami i VZM-ami należy!!!
Buziaki!!! Dużo słońca Wam życzę!!!