Dłubaniny ciąg dalszy...
...czyli o tym, co nam się udało zrobić Nie jest tego dużo i nie jest to zapewne tak spektakularne wydarzenie jak zalewanie stropów, czy powstawanie ścian - ale są to nasze tycie sukcesy, które sprawiają, że nasz dom jeszcze bardziej staje się domem Kiedyś ktoś na blogu - bodajże Sylwia Romeczkowa lub Edysia-Edyskas - napisał, że po przeprowadzeniu się do własnego domu wiele rzeczy niedokończonych przestaje przeszkadzać i długo nabiera tzw. "mocy urzędowej". Potwierdzam! U nas jest podobnie. No cóż... miło jest zrobić coś w domu, ale jeszcze milej jest posiedzieć na kanapie i zrelaksować się, przysłuchując się np. ptakom buszującym na podwórku lub w pobliskim lesieMimo tych pokus czasem podwijamy rękawy (tzn. teraz głównie Mąż) i robimy to i owo W ten oto sposób na oknie kuchennym pojawiła się pierwsza w naszym domu firanka! Wzór ściągnięty od Marty Własnoniebowej, uszyty przez moją Ciocię, uprasowany przeze mnie i powieszony w oknie przez Radka. I powiem Wam, że... taki niby kawałek materiału, takie "nic wielkiego", a jednak kuchnia od razu przytulniejsza się zrobiła! Teraz szukam pomysłu na firanki, które ozdobią pozostałe okna A okno kuchenne wygląda sobie teraz tak:
Jeśli chodzi o sukcesy doniczkowe - to tak jak widać: storczyk poszedł na współpracę, szczypiorek dziarsko sobie rośnie (teraz towarzystwa dotrzymuje mu jeszcze rzeżucha, która zajęła miejsce widocznych tu pędzelków i grzybka do rozbijania orzechów), a żeby zakupić resztę ziół do parapetowego zielnika jakoś... weny brak
No dobrze - teraz fragment dedykowany dla Izy Szyszuni, która to swego czasu podsunęła mi pomysł z luksferami. Uprzedzam, że dla niektórych zdjęcia mogą być szokujące, z uwagi na to, że póki co wyposażenie naszej jadalni stanowią meble maści wszelakiej, tudzież brakuje oświetlenia nad barkiem (jest już wybrane - czeka na zakup) Kochana Szyszuniu! Luksferki prezentują się tak (tutaj zdjęcie robione przy zapalonym świetle górnym):
Same luksfery dają piękne światło, ale niestety moje zdolności fotograficzne nie potrafiły tego odpowiednio uchwycić - uwierzcie zatem na słowo - nocną porą luksfery dają nam tyle światła, ile potrzeba, żeby z przyjamnością obejrzeć film w telewizji albo nie zabić się o własne nogi w drodze z salonu do kuchni
W Michasiowym pokoju ustawiliśmy komodę i szafę, które szybko wypełniły się malutkimi ubrankami i akcesoriami. Ponadto stoi tu - póki co - kołyska, która służyć ma głównie w salonie i kuchni - bo to właśnie tu zamierzam spędzać z Maluchem najwięcej czasu. Pokoik nabiera mocy, ale wciąż wiele brakuje mu do ideału, jaki zamierzam osiągnąć wkrótce Tymczasem zobaczcie, jak zielono jest za oknem michasiowego pokoju
Pokażę Wam jeszcze, jak teraz wygląda nasz wiatrołap, którego ściany wymagają jeszcze poprawek, ale który w końcu udało się jakoś ucywilizować. Nad siedziskiem zawisło lustro, w którym spokojnie można ocenić swój wygląd przed wyjściem z domu. Montażu doczekał się też wieszak na okrycia wierzchnie. Obok lusterka zaś prężnie prezentują się: skrzyneczka na klucze oraz obrazek, które to osobiście wydekupażowałam. Teraz wyjście z domu to sama przyjemność - można wygodnie, sadzając tyłek ,założyć buty, można sięgnąć po kurtkę bez potrzeby nurkowania w szafie, no i przejrzeć się też można, coby mieć pewność, że się spotkanych ludzi wyglądem facjaty nie przerazi Aha! Jeszcze jedno! To wszystko można zrobić przy delikatnym świetle sączącym się z zamontowanej lampy sufitowej, zakupionej zimową porą, a założonej w ubiegłym tygodniu! No cóż... lepiej późno, niż wcale, prawda???
Montażu doczekały się też progi - teraz granica gresu i paneli wygląda tak (montaż mężowy, rzecz jasna):
Ponieważ jakoś tak się od jakiegoś czasu składa, że każdy wpis kończy słów kilka o naszym kudłatym zwierzęciu - nie inaczej będzie dziś Luśka została wysterylizowana i wyleczona z guzów sutka. Szybko doszła do siebie po przebytych operacjach i teraz korzysta z życia w pełnym tego słowa znaczeniu. Gdyby ktoś z Was zastanawiał się, czy da się udomowić kota, który jest dziki - to Lusia jest przykładem na to, że a i owszem - DA SIĘ! Kot, który dawniej spał gdzie popadnie - teraz upatrzył sobie satynowe poduszki, a do tego miło mu, gdy podczas drzemki jest przykryty!!! No cóż... w główce to już jej się dawno od dobrobytu pomieszało Aż strach pomyśleć, gdzie miesza się jej teraz W każdym razie - najważniejsze jest to, że w końcu ma dobrze - a nas i tak to niewiele kosztuje
O jakiegoś czasu nasza działka ma nowych mieszkańców, którzy upodobali sobie składowane na niej pustaki. Tutaj bowiem mieści się "terrarium" jaszczurek. Odkąd Lusia zaczeła wychodzić na dwór, przesiaduje na pustakach całymi godzinami i tylko od czasu do czasu mruży oczy, potem paca co odważniejszą, wyglądającą jaszczurkę łapą. Ot - taka zabawa, która chyba mniej niż Lusię bawi rzeczone jaszczurki. W każdym razie - te, które bez ruchu korzystają z wylegiwania się na słońcu - Lusi nie interesują. A ja mogę im bez pośpiechu cyknąć kilka zdjęć
Dobra Kochani - Michaś tak nawala mi nóżkami po żebrach, że dłużej przed kompem nie wysiedzę Czas na spacer - zza chmur właśnie wyjrzało słońce, więc trzeba korzystać Buziaki dla Was wszystkich i dla każdego z osobna!!! Do poczytania wkrótce!!!
P.S. Aha! I jeszcze coś! Gmina nadała naszej posesji numer! Że też tego wcześniej nie odnotowałam!