Na strych - po ludzku
Się znaczy - po schodach strychowych, które zostały zamontowane. Nie żebym się tam wybierała - bo i po co, żadnych pudeł z pamiątkami z przeszłości jeszcze na nim nie upchnęłam, ale Mąż tam czasem wchodzi - do tej pory po drabinie - teraz po schodach, po ludzku i w sposób cywilizowany
W ogóle na poddaszu to już ludzkie warunki panują Wygląda na to, że dziś swoje miejsce zajmą ostatnie płyty, a to zonacza, że lada dzień zacznie się naciąganie i docieranie - etap, przy którym kurz jest nieunikniony No i temperatura jest tu już fajna - iście wiosenna - sami spójrzcie:
Dzięki temu i na dole temperatura się zmieniła - teraz mamy wszędzie naprawdę cieplutko - jednak dużo ciepła uciekało górą.
No to jeszcze Wam powiem, że... pan meblarz ma nas dziś nawiedzić... Ok. 15:00, więc pewnie na 17:00 dotrze, nie? Mam nadzieję, że uda mu się przywieźć wszystko, czego zapomniał poprzednim razem.
Sylwuniu Romkowa - dzięki za kopniaka-poganiacza. Wiem, że ostatnio trochę bloga zaniedbałam, ale... no leniwiec się ze mnie zrobił taki, że Sid z "Epoki Lodowcowej" to pikuś Tak zupełnie bezczynnie co prawda nie siedzę... naszykowałam sobie pojemniki do dekupażowania... stoją, czekają na przypływ weny , czytam - namiętnie i zachłannie - obecnie pochłaniam książkę "Kolumbowie rocznik 20" (w końcu mam czas na małe przyjemności), gotuję i piekę (chociaż potem rzadko tych wszystkich frykasów próbuję - obecnie największe wzięcie ma arbuz i winogrono), no i sprzątam - bo lubię Radek się śmieje, że nasze dziecko będzie cukiernikiem-jaroszem - jeśli tylko będzie mu to sprawiało przyjemność, to nie mam nic przeciwko
Dobra, teraz uciekam! A potem wpadnę z relacją po wizycie pana meblarza (chyba, że Małżonek laptopa zaanektuje na potrzeby własne)- kurczę, jeszcze chwila i gość będzie się u nas czuł jak u siebie - tak często do nas zagląda!
Aha! Mam nadzieję, że Tłusty Czwartek był u Was naprawdę TŁUSTY! Ile pączków zjedliście - mówić jak na spowiedzi! My - a raczej moi bliscy - zajadali się takimi oto łakociami, które dla nich przygotowałam:
Ale kupne pączki z piekarni, która mieści się na drugim końcu miasta - też były - i nawet zjadłam... jednego! Pomiędzy arbuzem a winogornem - rzecz jasna!