W trosce o nerwy Sylwii Romeczkowej...
...jestem! Kochani! Przepraszam, że tak długo milczałam i uprzedzam - jak zwykle lojalnie - że teraz będę nadrabiać zaległości
Przede wszystkim pragnę Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia na Nowy Rok! Niech będzie dla Was (i dla nas też) jeszcze lepszy, niż ten, który zakończył swoje panowanie! Życzę Wam całego mnóstwa radości i szczęścia, zdrowia (wiem, wiem - banalne - ale jakże ważne) i spełnienia marzeń - nie tylko tych budowlanych! :* :* :*
Miniony rok zapisał się w mojej pamięci, jako rok pełen zmagań, trudów, ale też wielu łez szczęścia oraz marzeń, które się spełniają. To w 2011 Lapis dostał na wiosnę okna, potem była przeprawa z tynkami, jeszcze później posadzki i w końcu rozpoczął się ten długo wyczekiwany przeze mnie etap - WYKOŃCZENIÓWKA! Oooo! Podczas wybierania, decydowania, zastanawiania się i snucia wizji - byłam w swoim żywiole. Dzielnie towarzyszył mi mój ukochany Mąż! Aż dziw - biorąc pod uwagę mój temperament i Jego upór - że wszystkie decyzje przyszły nam dość łatwo i były zgodne! Rozwodu nie będzie! W minionym roku mój Tato, który towarzyszył nam na każdym etapie budowy, przeszedł operację, która naprawiła Jego serce. Dzięki Bogu - wszystko powoli wraca do normy i Tata coraz częściej pojawia się na działce, tzn. w naszym domu - bo gdy pachnie obiadem i gorącym ciastem w kuchni - to jest już "dom" - nie "działka" czy "budowa". Na jesieni - przez sześć długich tygodni walczyłam z kolei o zdrowie naszej psiny, Kai. I ta historia zakończyłą się happy end'em. Koniec roku zapisał się jako czas na tzw. "wariackich papierach" - nastąpił ten wyczekany, wytęskniony przez nas moment - PRZEPROWADZKA do Lapisa! Pakując nasze graty do pudeł cieszyłam się jak dziecko! Tak długo na to czekałam! To nic - że wprowadziliśmy się, gdy tak naprawdę mieliśmy tylko łazienkę, kanapę w salonie i ciuchy za szklaną witryną w moim panieńskim regaliku - te "szczegóły" wcale a wcale nie umniejszyły nam radości z mieszkania na swoim! Sama końcóweczka 2011 roku dała nam jeszcze jeden powód do radości! Moi Drodzy! Jest mi niezwykle miło podzielić się z Wami radosną nowiną: w sierpniu nasz dom będzie miał nowego lokatora! Właśnie wtedy swoją obecnością zaszczyci nas nasz wytęskniony i wyczekany Dziedzic albo Dziedziczka! Nasza radość jest przeogromna - nie można jej chyba opisać słowami!
No dobrze - to po tym krótkim podsumowaniu minionego roku - czas na małą fotorelację z naszych pierwszych 14 dni spędzonych pod lapisowym dachem
Dzień przed przeprowadzką, czyli dokładnie 16. grudnia, na swoje miejsce trafiły drzwi wewnętrzne - jak za sprawą magicznej różdżki - od razu zrobiło się bardziej domowo:
Tak jak pisałam - jakiś czas mieszkaliśmy bez klamek, ale od jakiegoś tygodnia jesteśmy szczęśliwymi ich posiadaczami - tak się prezentują:
Tutaj widać, jak mój dzielny Małżonek montuje nasze roletki w salonie - zdecydowaliśmy się na odcień caffe latte z delikatnym wzorem:
W sypialni na oknach króluje oczywiście żywa czerwień:
Dwie ściany wiatrołapu nabrały nowego wyglądu za sprawą marmolitu Dwie jeszcze czekają na obrzucenie. Spieszylismy się, bo tu, gdzie marmolit już jest miała stanąć szafa, ale... oczywiście stanie później, bo meblarz ma opóźnienie Także całości na razie nie pokazuję - na razie tylko mały fragmencik, żeby było widać kolorystykę:
Zamontowano nam też meble kuchnne, ale o tym będzie osobny wpis - bo nie da się w jednym zdaniu opisać tego, co nas spotkało.
Jeśli miałabym wskazać, który moment był dla mnie najbardziej wzruszający, to powiedziałabym, że ten, w którym stroiłam naszą pierwszą choinkę - choć nieduża - prezentuje się przepięknie i ciepłym blaskiem złotych światełek rozświetla nam salon
- uwielbiam wieczorem usiąść na kanapie z kubkiem herbaty w dłoniach i wpatrywać się w te roziskrzone, choinkowe gałązki:
A od minionego piątku śpimy jak ludzie na naszym nowym łóżku w sypialni - Radek w asyście Taty, który dzielnie podawał właściwe śrubki złożył już szafę, stoliki nocne i łóżko - jest meeeegaaaa wygodnie! Jeszcze tylko komoda - i cały komplet mebli zajmie swoje miejsce:
I na sam koniec przedstawiam Wam nasz postrach na myszy!
Koniec z okropnymi trutkami - teraz przed gryzoniami bronić nas będzie Lusia - nowy mieszkaniec naszego domu. Lusia jest kotem po przejściach - do tej pory nie miała lekkiego życia - teraz zadbamy o to, żeby jej brzuszek nigdy nie był głodny i żeby uwierzyła w to, że ludzie mogą być dla niej dobrzy! Uwielbiam słuchać, gdy uspakajająco mruczy. Gdy zasnę w ciągu dnia - po cichutku wskakuje na łóżko i grzeje mi stopy - jak mały, puchaty piecyk. A ponieważ na łóżko nie pozwalamy jej wchodzić - robi wszystko, żeby być jak najbliżej - teraz na przykład robi za ozdobę stolika nocnego Odkąd odkryła podłogówkę w salonie - wyleguje się na niej całymi godzinami. Jest cudna!
Kochani - na dziś to tyle - jutro postaram się stworzyć wpis o perypetiach z meblami kuchennymi. Buziaki! :*