Rozwiązanie zagadki :)
Kolejna pracowita niedziela za nami! Dziś prace zostały podzielone następująco: Małżonek malował drewnochronem drewniane łuki nad wejściem i nad tarasem, ja natomiast... pomogłam "Magnolii" lepiej poznać się z "Caffe Latte"! A to oznacza, że: ZAGADKA DOTYCZĄCA KOLORÓW ZOSTANIE ROZWIĄZANA!!! Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że teraz nie będziecie mieli problemów z rozróżnieniem kolorów!
No tak! Ale żeby nie było za szybko - to najpierw popatrzymy na poczynania Radka! Siedział sobie bidulek wysoko i machał pędzlem zgodnie z kierunkiem rozchodzenia się sęków w drewnie Wczoraj naniósł pierwszą warstwę, dziś drugą, przyjdzie jeszcze czas na kolejną... Mam nadzieję, że uda nam się osiągnąć pożądany efekt, bo na razie... nie wygląda to tak, jak założyliśmy, że powinno, chociaż bardzo źle też nie jest Przed malowaniem Radek wygładzał jeszcze powierzchnię:
A potem już tylko malował, malował i malował
Wczoraj efekt był taki:
Dziś jest ciut ciemniej, ale niestety zapomniałam cyknąć fotkę. No i co? Czy choć trochę wygląda to jak orzech?
Aha! Jeszcze zdjęcia podłogi z wczoraj! Powoli nabiera kształtu - już widać część łuczka! Marcia! Radek mówi, że Bartek z Wojtkiem orzekli, iż płytki złe nie są. To znaczy, że mają nierówności, ale wszystko w normie, także nie jest źle! Bywa - podobno - gorzej!
I z drugiej strony:
A! Jeszcze jedna ważna sprawa! Zamówiłam w końcu nowe luksfery! Lada dzień zaszczycą nasz dom swoją obecnością! Zestaw prezentuje się tak:
No dobrze - to teraz czas na udokumentowanie efektów mojej pracy Pierwszy w moje ręce dostał się stół, który wołał o pomstę do nieba! Naprawdę - stół na budowie to ważna rzecz - trzeba mieć przy czym Chłopaków nakarmić lub napoić! Wczoraj zawiozłam im pyszną zupę ogórkową i nawet nie było gdzie talerza postawić, żeby zjeść w przyzwoitych warunkach. Na szybkiego położyłam na blacie styropian, ale... mimo białego koloru do obrusa mu daleko! W związku z powyższym dziś - jako odpowiedzialna gospodyni - postanowiłam przywrócić stołowi jego dawny wygląd. Czasy świetności to on ma co prawda za sobą, ale... stan obecny można chyba nazwać "drugą młodością"! Lewa strona - zafajdana farbą, prawa - już wypucowana. Hmmm... mogłam sobie chyba darować ten komentarz... prawda? Sami spójrzcie:
Chwilę potem Mąż przygotował dla mnie farbę:
W ruch poszły: drabina, kratka, wałek, pędzel i dwie ręce! Fajna sprawa - takie malowanie - chyba mam nowe hobby! A oto efekty! Było tak:
Jest tak (ciemniejsza to ściana kuchenna, jaśniejsza - w ciągu komunikacyjnym) :
Było tak:
A teraz jest tak:
Izunia! Pamiętam, że miałaś dylemat, jak to też tak naprawdę wygląda "Caffe Latte". Otóż w rzeczywistości nie jest on tak ciemny, jak na zdjęciu, na którym widać ścianę kuchenną. Powyższe zdjęcie oddaje odcień niemal identyczny z oglądanym na żywo.
No i co, Kochani? Teraz okaże się (ufff), że jednak nie jesteśmy daltonistami i odróżniamy kolory, prawda? Kobitki! Powtarzam jeszcze raz! Faceci są fajni! Ale w sprawach odcieni, kolorów, barw... nie warto im ufać (Mężu! KTC!).
Oświadczam wszem i wobec, że związek naścienny "Magnolii" i "Caffe Latte" uważam za udany!!! (Strasznie cimny odcień wyszedł na tym zdjęciu... Przy ścianie z oknem stanie kiedyś stół z krzesłami; pod ciemną ścianą miejsce zajmie wygodna kanapa):
Na czwartek zaplanowałam kolorowanie sypialni - oj, tam to dopiero będzie się działo! Hm, hm, hm... tzn. kolory mam na myśli! Żeby nie było!
Na obróbkę czekają parapety wewnętrzne (dlatego ściana pod oknem taka niedomalowana). Dziesiątego listopada natomiast jedziemy po drzwi zewnętrzne!
Jak widzicie wszystko idzie - wolniej lub szybciej - do przodu... Każdy postęp cieszy bardzo, bardzo mocno... Obok tych ważnych, budowlano-wykończeniowych rzeczy, dzieją się inne, równie, jak nie bardziej, ważne... Zachorowała moja ukochana sunia, Kaja... Dwutygodniowa kuracja nie przynosi niestety rezultatów - poprawa trwała bardzo krótko i teraz śladów po niej nie widać... Codziennie chodzimy z nią na zastrzyki i kroplówkę... przyglądamy się jej cierpieniu ze współczuciem i bezradnością... Dla mnie to nie jest pies... Kaja to pełnoprawny członek naszej rodziny... Dlatego jest mi bardzo ciężko... Jutro kolejna wizyta u weterynarza... Mam nadzieję, że nie usłyszę tego, co odganiam od swoich myśli... Nie potrafię sobie wyobrazić, że może jej nie być... Kochani... Trzymajcie kciuki, żeby było dobrze... Proszę...