Niespodziewanka! :)
A nawet dwie!
Wczorajszy dzień był dla mnie baaardzooo pracowity! Zleciał nie wiadomo kiedy! Wszystko przez to, że postanowiłam spędzić go w towarzystwie dziewięciu kilogramów czerwonych buraczków! Żeby nie czuć się samotnie pośród buraków - do towarzystwa zaprosiłam jeszcze cebulę i paprykę! A potem bez litości gotowałam, obierałam, kroiłam, tarłam, znowu gotowałam, pakowałam do słoików (ufff)i tak oto stałam się właścicielką 24 słoików z zawartością buraczkowej sałatki na zimę Hm, hm... wkrótce z właścicielki zamierzam zamienić się w smakosza Temat mało budowlany??? Wręcz przeciwnie! Te słoiki będą jednymi z pierwszych, które "zamieszkają" naszą podschodową spiżarkę!
No dobra! To teraz o tych niespodziewankach będzie! Pierwszą niespodziankę zrobił mi mój Mąż, który po powrocie ze szkolenia stwierdził, że koniecznie, ale to koniecznie, musimy jechać na działkę, bo już nas tam straszliwie długo nie było! Ha! Dwa razy wcale mnie nie trzeba było powtarzać! W trymiga byłam gotowa! Na rowerze wcześniej nie pojechałam, no bo raz: że te buraczki; a dwa: że Tata roweru nie pożyczył, bo powiedział, że na pewno gdzieś runę jak długa, wpadnę pod samochód albo jeszcze inne licho mi się przytrafi i on kategorycznie zabrania!!! (grunt to wiara we własne dziecko, nie??? ). W każdym razie - jak mi tak do głowy nawkładał, to sobie pomyślałam, że nigdzie rowerem nie jadę, bo jak pojadę i rzeczywiście coś pójdzie "nie teges" to raz, że przyznać się będzie głupio, a dwa, że nie zniosłabym tego: A nie mówiem??? No więc sobie wycieczkę rowerową darowałam! I co? I w nagrodę za wytrwałość pojechałam na działkę wraz z Mężem! Czułam się, jakbym na naszych włościach z rok nie była!!! Najpierw polecieliśmy oglądać łazienkę. Zabudowa kibelka już prawie, prawie skończona: brakuje jeszcze kilku płytek w półeczkach, docinków w najniższym pasie kafelków i terakoty. Ale za to czekała na nas niespodziewanka Swego czasu Bartek mówił, że ma jakiś pomysł, ale nam o nim nie powie, bo to ma być dla nas niespodzianka. No i była! Dokładnie pośrodku naszej łazienki zastaliśmy bowiem... coś takiego:
I teraz w głowę zachodzimy, cóż to jest? Co ten nasz Bartek wymyślił? Radek orzekł, że to na pewno kibelkowa podstawka pod laptopa. Mnie wydaje się, że to... podstawka pod kwiatek A może Wam przychodzi jakiś pomysł do głowy??? Bardzo, bardzo jestem ciekawa, co będzie miał nam na ten temat do powiedzenia sam Bartek! Na rozwiązanie tej zagadki przyjdzie czas we wtorek!
Oprócz tego w łazience zastaliśmy wzornik kolorów fugi:
Wybraliśmy dwa odcienie beżu - zdjęcie oczywiście trochę przekłamują kolory:
Ciemniejszy kolor - to typ Radka, jaśniejszy - mój oczywiście! Hmmm... bardzo jestem ciekawa, który ostatecznie wybierzemy... Obydwa wyglądają bardzo fajnie, jak się je przyłoży do kafelków, dlatego wybór może być dość trudny. Zapewne wykonamy w tym celu "telefon do przyjaciela", co w tym wypadku oznacza po prostu, że...: Bartku! Prosimy o radę??? Najpewniej zadecyduje tu aspekt praktyczny, czyli to, która fuga będzie się mniej brudzić... czyli... ciemniejsza. Ale kto wie? Kto wie?
I na sam koniec - pierwsza odsłona małej toalety - zabudowa kibelka sama rzuca się w oczy!
Życzę Wam pogodnej niedzieli!
**************************************************************************
EDIT - godz. 17:59
Kurczaki! Zapomniałam o bardzo, bardzo doniosłym wydarzeniu! Nasz Lapis ma pierwsze schody zewnętrzne! Dlaczego pierwsze? Bo na pewno nie ostatnie! Schody wykonane są z materiały, który kompletnie się na nie nie nadaje i mają niezwykle tymczasowy charakter! Są od początku do końca zaplanowane i wykonane przez mojego Męża! Co go do tego czynu zmotywowało??? No cóż... bynajmniej nie to, że jego Małżonka (czyli ja) żeby wejść do domu musiała nogę zadrzeć tak, że kolano pod brodą się znajdowało! Otóż motywacją największą była dla niego wizyta mojego Taty, który po operacji nie może do końca nogi zginać. Więc żeby miał łatwiej wejść do środka i wszystko zbadać "własnemi oczamy" - Zięć skontruował coś na kształt schodów Oto i one: