Na tydzień przed tynkami... :)
No właśnie! W sumie to powinnam napisać: tydzień po rozpoczęciu tynków, bo przecież tynkarze mieli wejść od 01 maja (no dobra, niech będzie, że 02). Ze względu na to, że prace hydrauliczno-kanalizacyjno-elektryczne trochę się przeciagają oraz z uwagi na to, że ekipa z firmy ochroniarskiej może nam zamontować wszekie kabelki dopiero 10 maja - tynki rozpoczną się 16 maja. Czekam cierpliwie na początek prac... Chyba dociera w końcu do mnie to, że już wkrótce będziemy mogli zaczynać etap, który jest najbardziej przeze mnie oczekiwany, czyli wykończeniówkę. No bo te rurki, kabelki itp. - to oczywiście bardzo ważna sprawa, ale... tym na razie zajmuje się Radek - ja się jakby trochę wycofałam.
Pogoda jest do bani, a to niestety nie zachęca do bycia na działce. Dziś na szczęście zza chmur wyszło słońce, było nawet całkiem ciepło - ale efekt ten psuł dość porywisty wiatr. Po drugie jestem oczywiście przeziębiona, więc na naszych włościach byłam raptem 1,5 godziny, trochę pogrzebałam w ziemi, wystawiłam na słonko z garażu moje roślinki (niech złapią trochę promyczków), a potem poszłam poprzyglądać się postępom koło i w domku.
Po pierwsze: nasze kamienie zmieniły miejsce pobytu. Z lewego rogu na przodzie działki, za pomocą taczki i ciężkiej pracy Radka i Taty - powędrowały na jej tyły. Tu, gdzie były wcześniej planujemy wykopać dół na POŚ - dlatego właśnie kamienie dostały "nakaz eksmisji" z dotychczasowego "miejsca zamieszkania".
Tutaj były - niezłe pobojowisko po sobie zostawiły, nie?
W tygodniu tata skopał taki mini-wał, który mieliśmy z tyłu działki. Przy okazji usunął stamtąd krzaczory, które utworzone były z młodych brzozowych gałązek wyrastających z korzeni, które tkwiły jeszcze w ziemi (stali Czytacze naszego blogu pamiętają zapewne, że nasza działka była tak naszpicowana korzeniami, jak dobra kasza skwarkami - wszystkie one zostały wyrwane przez mojego Tatę oraz Radka, jeszcze przed rozpoczęciem budowy). Korzenie również zostały wykopane - skończą zapewne na ognisku. Teraz to miejsce wyglada tak:
Tyle korzeni tu tkwiło:
I jeszcze wycięte gałęzie:
Nie mam niestety zdjęcia tego samego miejsca przed tymi zabiegami kosmetycznymi
A co w domu? Wewnątrz królują rurki i kabelki - coraz bardziej uporządkowane! Tata mówi wczoraj do mnie tak: "Hydraulik robi Wam w domku bardzo dobrą rzecz: cyrkulację ciepłej wody" Najpierw nie wiedziałam co to jest, ale za chwilę - po stosownych wyjaśnieniachuznałam, że ta cała cyrkulacja to naprawdę bardzo dobra rzecz. Polega na tym, że ciepła woda cały czas krąży w rurach, co oznacza, że po odkręceniu kurka z ciepłą wodą nie będziemy musieli czekać, aż ta ciepła woda dopiero napłynie (poprzedzona zimną) - tylko od razu będzie lecieć ciepła. No dobra, teraz czas na fotki. Wiatrołap:
Kotłownia:
Nawierty pod rury w dolnej łazience:
Dopływy i odpływy pod umywalki w dolnej łazience:
Po lewo - dopływ i odpływ pod pralkę, po prawo - rurki do wannokabiny.
Większość prac kanalizacyjno-hydraulicznych na dole jest już wykonana - teraz hydraulik działa na górze, ale tam się dziś nie plątałam, bo nie chciałam przeszkadzać Chłopakom w robocie.
Teraz czas na opowieść o kabelkach. Największa dla mnie atrakcja wisi w garażu. Mam na myśli oczywiście elektryczne centrum dowodzenia, jakim jest skrzynka-rozdzielnia. Wiem, że tradycją jest zamieszczać zdjęcia w dwóch opcjach: zapalonej i zgaszonej. Z uwagi na to, że było to w tym przypadku trudne do wykonania, będą trochę inne dwie opcje - zamknięta:
I otwarta:
Zaostaliśmy zaopatrzeni w rozpiskę, który ES od czego jest - rozpiska wisi na drzwiach skrzynki:
I jeszcze siła:
Oraz rzut oka na całość:
Buziaki Kochani! :*