Ogrodzeni! :)
Ta wiekopomna chwila nastąpiła w październiku. Wstępny plan zakładał, że bok i tył działki zostanie ogrodzony przęsłami betonowymi, przód zaś miał mieć słupki z imitacji piaskowca i metalowe, ukośne przęsła. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na ogrodzenie w całości wykonane z betonu. Metalowe są tylko furtka i brama, które to dostaliśmy od znajomych (Olu, Piotrze - dziękujemy raz jeszcze). Cóż... nie ukrywam, że sporo kasy zostało nam dzięki takiej decyzji w kieszeni i dzięki temu będziemy mogli planować sobie położenie kostki wokół domu (marzę o tym, bo obecnie nasz wiatrołap bardzo często przypomina piaskownicę - tak się piach pod butami wnosi!). Jak się nie ma co się lubi - to się lubi co się ma, prawda? Najważniejsze, że w końcu możemy czuć się bezpiecznie! Plany frontowe na razie odkładamy do szuflady, ale... może kiedyś je zrealizujemy.
Bez perypetii się co prawda nie obyło. Raz, że ekipa miała ponad miesięczne opóźnienie (bo podobno "deszcze" - chociaż nie zauważyłam), dwa, że jak już się zapowiedzieli, to okazało się, że załadowali na samochód nie nasze przęsła. To znaczy nasze, ale tylko w kształcie, bo nie wybarwili ich na żółto, tylko wtargali szare. Dobrze, że zadzwonili do nas, zanim wyjechali od siebie - przynajmniej na transporcie nie stracili.
W każdym razie - jak już dojechało wszystko, co powinno dojechać - praca zaczęła wrzeć. I to dosłownie! Ekipa montująca zaiwaniała aż miło, a ogrodzenia przybywało i przybywało. Cały montaż trwał 4 dni. Nie wylewaliśmy podmurówki - najniższą płytę wkopaliśmy do połowy w ziemię. Radek wyczyścił i pomalował na czarno bramę i furtkę. I tak oto mamy w końcu ogrodzenie! Prezentacja przodu...
...oraz tyłu i boku:
Michaś śpi, więc pokażę Wam jeszcze zwisy, które oświetlaja nam barek Długo ich szukaliśmy... Nic nam się nie podobało, wszystko było nie takie, jak trzeba. Któregoś dnia, będąc na spacerze, przechodziliśmy obok małego sklepiku z oświetleniem. I z wystawy "spojrzały" na nas one! Od razu wiedziałam, że te i żadne inne! Zdesperowani, byliśmy gotowi zapłacić za nie każde pieniądze. Na szczęście okazało się, że... cena jest równie ładna jak lampy: 89 zł za sztukę Tak oto zakupiliśmy, przytachaliśmy do domu, a potem Mąż powiercił, zawiesił i... kabelki już nie straszą!
Na teraz - to wszystko. Obiecałam dozować nowe poczynania - i tego będę się trzymać! Wrócę wkrótce!!! Buziaki!!! :*