Bez baterii łazienkowych...
...da się mieszkać ponad dwa miesiące. Skąd ta pewność? Hmmm... z autopsji, oczywiście! Taka "obsuwa" nie wynikała ani z braku wspomnianych baterii, ani z lenistwa. Po prostu musieliśmy poczekać, aż pan meblarz poprawi babole w szafce łazienkowej, tj. założy takie prowadnice do szuflad, żeby te - po wysunięciu - nie chciały zmiażdżyć nam nóg. No... wypadały, nieszczęsne, i tyle! Można je było tylko do połowy wysunąć. Teraz szuflady są zaopatrzone w prowadnice pozwalające na pełen wysów - nic nie trzeszczy złowieszczo po ich maksymalnym wysunięciu Żeby było jeszcze zabawniej to... Radek musiał jeszcze samodzielnie szafkę przewiesić. Dlaczego? Dlatego, że pan meblarz powiesił ją krzywo! Gdy zwróciliśmy my uwagę powiedział, że to chyba kafelki krzywo położone, bo poziomica dobrze mu pokazywała. Hmmm... w obawie przed tym, że przy przewieszaniu szafki pan meblarz tej samej (czyt, popsutej) poziomicy będzie używał - Radek wziął sprawy w swoje ręce i szafkę poprawił. Teraz jest git-malina! Ale... mam już niecny plan, że kiedyś te umywalki wraz z szafką "wyprowadzą się" do górnej łazienki, a tu zakupimy coś innego... jeszcze nie wiem co dokładnie - ale innego. No cóż... kobieta zmienną jest... zwłaszcza ciężarna, nie?
W każdym razie - zamontowane baterie prezentują się następująco:
Doceniam je, jak nigdy bym ich nie doceniła, gdyby zajęły swoje miejsce od razu! Teraz - bez zbędnego chylania się nad wanną, jak cywilizowany człowiek, można umyć zęby i gębę!
A żeby Wam poprawić humory po tym, jak nie zakupiliście umywalek za 1 zł (ktoś z tego sklepu chyba zakończy swoją w nim karierę) i dostaliście wykład na temat ortografii (Aga-Galatea - podziwiam Cię za spokój, z jakim odpisałaś autorowi/autorce komentarza), podzielę się z Wami pewną fotką, która na mojej twarzy uśmiech wywołuje za każdym razem, gdy na nią spoglądam. Otóż... zwierzęta też się myją - co prawda niekoniecznie w umywalce i pod bieżącą wodą z kranu, tylko własnym jęzorkiem - ale zawsze jest to jakaś taoleta. Nic w tym śmiesznego - pod warunkiem, że takie myjące się zwierzę, po zabiegu, schowa język do paszczy. Hmmm... Lusi czasami się o tym zapomni - taka zabiegana, bidula. I wtedy wygląda tak...
...a my - na ten widok - rżymy ze śmiechu
Trzymajcie się, Kochani! I Wam, i sobie - życzę duuużooo słońca - w końcu jakoś te nasze akumulatorki przydałoby się naładować!