Jak w kołowrotku!
Matko i córko - że tak wykrzyknę! Mija tydzień po tygodniu - czas biegnie nieubłaganie, coraz mniej pozostaje go na sen i odpoczynek. Czy ktoś może mi powiedzieć, kiedy ja się tak naprawdę, porządnie, mocno wyśpię? Ostatnio mam wrażenie, że zasypiam, wpadam w letarg, tudzież ucinam sobie drzemkę (jak zwał tak zwał), gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Najczęściej wówczas, gdy jadę samochodem (jako pasażer oczywiście - nie jako kierowca). Do tej pory nie byłam świadoma, że takie małe, cieniuśkie powieki mogą być ciężkie, jakby były z ołowiu. Nie wiedziałam też, że trudno śpi się na siedząco: w najmniej odpowiednim momencie głowa może opaść na klatę, wyduszając z płuc dziwaczny, osobliwy dźwięk (no bo przecież ja nie chrapię, nie?). Na poduszki leniwie (i bezczelnie jednocześnie) zalegające na naszej wygodnej, czerwonej kanapie w "gniazdku" - staram się nawet nie patrzeć w obawie, że moje nogi szybko mnie poniosą w tamtą stronę. Wciąż wierzę jednak, że wyskrobię czas na sen... Na pewno... Jeszcze "tylko" dopilnujemy tynkarzy, posadzkarzy, dekarzy, tynkarzy elewacyjnych, brukarzy, zrobimy milion zakupów "wykończeniowych", pomalujemy ściany, położymy panele, płytki i co tam jeszcze będzie trzeba! Bo życie - jak widać - jest za krótkie na sen!!!
Dobra! Dość! Koniec tego przydługiego wstępu! Teraz bez zdjęć, ale za to z najświeższymi wiadomościami:
- ścianka na luksfery została już zrobiona "na szaro" Ma też piękne, równiuśkie, wyprofilowane otworki w rozmiarze 24x24 cm. Teraz dopiero widać, że jest naprawdę pięknościowa!!! Tak, wiem, uprawiam teraz chwalipięctwo z jednoczesnym brakiem skromności, ale mówię Wam - duma nie przestaje mnie rozpierać!!! Ścianka przeszła moje najśmielsze oczekiwania, a i tynkarze się tu przyłożyli do roboty - wszystko gładziutkie, równiutkie, kąty zachowane - jeszcze tylko białkowanie i obsadzenie moich luksferowych "landrynków"
- luksfery zresztą od wczoraj są już na działce. Są spore szanse na to, że dziś już będą umieszczone w miejscu przeznaczenia - w końcu się doczekam!!! Przecież niemalże rok leżakowały w szafie Rodziców
- wczoraj dostarczono nam blachodachówkę! Teraz ona sobie trochę poleżakuje, ale nie w szafie u Rodziców, tylko na podwórku u dekarza. Dziś zapewne złożymy mu krótką wizytę, każdy w jakimś celu: Radek odbierze fakturę, a ja cyknę zdjęcia
- tynkarze zaczynają zadawać pytania, które spadają na mnie jak grom z jasnego nieba (no bo co: człowiek buduje się pierwszy raz w życiu i już tak od razu powinien wszystko wiedzieć? Przecież to nieludzkie jakieś! A gdzie czas na zastanowienie, przedyskutowanie, tabelę z rubrykami: "za" i "przeciw"? ), oczekują odpowiedzi "natentychmiast", najpóźniej "do jutra do godziny 10:00" A skąd ja mam niby wiedzieć, czy mają białkować nam piwniczkę, czy nie? I jakiej szerokości będzie pas kafelków w kuchni? Meble powieszą to będę wiedziała, nie? Przecież to oczywiste! No! Ale na meble nie ma co czekać, bo decyzję trzeba podjąć już. Tak więc po krótkim zastanowieniu i szybkiej dyskusji ustaliliśmy, że: piwniczko-spiżarka ma być białkowana, a pas kafelków w kuchni będzie miał szerokość 80 cm - mam nadzieję, że ani nie za dużo, ani nie za mało!
Po dziesięciu miesiącach od wbicia pierwszej łopaty stwierdzam, że samo budowanie to pikuś! Wszystko w planie majster ma wyrysowane, zwymiarowane - wątpliwości mało, a jeśli już są - to szybko i konkretnie można je rozwiać. A teraz? A teraz decyduj inwestorze! Wola Twoja! Jak decyzja będzie zła - to Ty będziesz potem żałował i mieszkał z jej skutkami pod jednym dachem, patrzył codziennie kaprawym okiem na babol poczyniony i wzdychał z bezradności! Coraz częściej nachodzą mnie myśli, że jak dojdzie do wyboru kolorów farb, glazury i terakoty to spakuję jakiś bagaż podręczny i na jakiś tydzień (tyle chyba wystarczy, żeby dokonać wyboru) przeprowadzę się do jakiegoś hipermarketu budowlanego. Mąż mi będzie towarzyszył. Na pewno! Będzie musiał - bo inaczej gniew na niego spadnie przeokrutny, a przecież oboje wolelibyśmy onego gniewu uniknąć. A może tydzień spędzę w każdym hipermarkecie budowlanym? Sama jeszcze nie wiem, strategii jeszcze nie obrałam. Tak sie cieszyłam na ten etap wykończeniowy, a teraz proporcjonalnie do zmiejszania się czasu, kiedy go oficjalne rozpoczniemy, rosną obawy, czy damy radę dokonać jednomyślnych wyborów, których potem nie będziemy żałować i których nie przepłacimy zdrowiem fizycznym, psychicznym czy chociażby siwymi włosami na głowie! Z drugiej strony - spora większość z Was jest już "po" i dała radę, więc i my podołamy - nie ma innej opcji! Poza tym jesteśmy we dwoje, a razem można więcej, nie? Sama sobie tak rozsądnie tłumaczę, żeby nie zwariować! No dobra - żale wylane - na duszy i sercu ciężar mniejszy! Do poczytania potem! (o ile zdążę zrobić wpis zanim wpadnę w objęcia Morfeusza).