Lawenda... Porywam się z motyką na słońce?
Wszystko zaczęło się od tego, że przy okazji zakupów w "Biedronce" natrafiłam na stojaczek z nasionkami roślinek wszelkich. Mój wzrok łakomie i pożądliwie zatrzymał się na opakowaniu ze zdjęciem lawendy, przekazując do mózgu impuls: "Musisz to mieć!" Tak oto stałam się szczęśliwą posiadaczką trzech opakowań nasionek tej pięknej roślinki (każde o pojemności 400 mg). Wszystko to miało miejsce w poniedziałek - moje szczęście trwało do "przed chwilą", kiedy to postanowiłam poczytać sobie o uprawie lawendy. Wpisałam sobie w Google "Jak siać lawendę" i co? I boję się, że nie podołam... Cholercia - podobno musi mieć toto piaszczystą glebę, dużo słońca, mało wody, kiełkuje powoli i nierównomiernie... No i teraz nie wiem, czy siać, czy nie siać, chociaż korci mnie, żeby spróbować!
Wczoraj zakupiłam w sklepie ogrodniczym trzy małe doniczki i paletkę do siewu: co lepiej zastosować: doniczki czy paletkę? Czy takie jedno opakowanie nasionek wsypać do jednej doniczki? Czy może z jednej zrobić trzy? Nigdzie o tym nie piszą - nawet na opakowaniu, a ponieważ to mój pierwszy raz to nie wiem jak to zrobić. Czy dobrze będzie, jeśli wymieszam ziemię kupioną w sklepie z piaskiem? Przychylam się raczej do doniczek. Zraszać a nie podlewać, prawda?
Nie miała baba kłopotu - kupiła se... lawendę! Mama radzi, że do kwiatków trzeba rozmawiać - wtedy lepiej rosną. Ale wiecie: ja już gadam ze zwierzętami - nawet wydaje mnie się, że mnie rozumieją. Boję się, że jak zacznę peplać jeszcze do kwiatków, to zamkną mnie w końcu wariatkowie (gdzie i tak pewnie w końcu trafię - podejrzewam, że na etapie wykończeniówki!) No cóż - jak trzeba będzie gadać - to czemu nie - jestem gotowa do takich "poświęceń"! Tylko niech zakiełkuje, no!
Błagam o dobre rady w temacie lawendowym! Bardzo mi zależy na tym, żeby jej nie zmarnować.
P.S. Radek już pojechał na działkę - ma tam spotkać się z majstrem i ustalić szczegóły rozpoczęcia prac mających na celu zakończenie naszej współpracy. Po południu do niego dołączę - teraz mam za zadanie ogarnać nasze gniazdko i przesadzić nasze dwie nowe dracenki, które przechowują dla nas moi Rodzice. Jeszcze tylko jakieś małe zakupki i będę jechać! Po opadnięciu emocji, które wywołane zostały wieścią o oknach, przemyśleliśmy wszystko dokładnie i wyszło nam, że: okna będzie można wstawić najszybciej w... następną sobotę. Majster musi wylać schody - te muszą doschnąć - no bo jak wejdą goście z oknami na górę? Poza tym niech skończy już te ścianki działowe na górze - damy mu na to tydzień - mamy nadzieję, że wystarczy! Jak ja bym chciała, zeby montaż w sobotę był możliwy - wtedy mogłabym wszystko osobiście uwiecznić! We wtorek będziemy gadać z ekipą od okien - to się dowiemy. Trzymajcie kciuki, żeby "się dało"!