Łazienkowy zawrót głowy! :)
Kurna! Zrobiłam taki długachny wpis! I wszystko poszło! No zeżarło mi go coś, normalnie! Dobra - zaczynam od początku - co jakiś czas będę kopiować treść, bo tu jakieś dziwne rzeczy się dzieją.
O czym to ja.... A! Już wiem!
Namawiana i poganiana przez miłość mego życia - czyli Małżonka - w końcu rozpoczęłam Internetowe poszukiwania "naszych" płytek, których rolą będzie uświetnić naszą łazienkę. Poszukiwania te przepłaciłam niemalże chorobą psychiczną, która swój początek miała niewątplwie w tzw. "oczopląsie" na jaki zapadłam po obejrzeniu tryliona stron internetowych z łazienkowymi inspiracjami. O nie! Tak być nie może! Rażona tą myślą niczym piorunem, stwierdziłam, że w ten sposób tylko się zniechęcę. Postanowiłam zatem usiąść i ustalić - sama ze sobą - konkrety, które pozwolą mi zawęzić "teren poszukiwań".
Stwierdziłam, że:
1) Na "pierwszą robotę" pójdzie łazienka dolna. Jej "koleżanka z góry" będzie musiała grzecznie czekać na swoją kolej. Plan jest bowiem taki: najpierw robimy dół, wprowadzamy się i dopiero "szczypiemy się" z górą - na ile kieszeń i siły pozwolą.
2) Ponieważ oboje jesteśmy SOWAMI, które każdego ranka doznają szoku na upiorny dźwięk znienawidzonego budzika, doszłam do wniosku, że potrzebujemy łazienki, która "da nam kopa", pobudzi, zenergetyzuje, zachęci do działania. Stawiam zatem na żywe kolory, które nas od progu obudzą. Beże, brązy, szarości w dolnej łazience "kariery" nie zrobią. Skupiam się na ciepłych, ale intensywnych kolorach: koral, pomarańcz, może czerwień?
3) Dolna łazienka ma pobudzać? W takim razie górna mogłaby "łagodzić obyczaje", koić przed snem! Beże i brązy wracają tu do łask. Idealnie by było, gdyby górna łazienka przywodziła na myśl grotę solną, ale taką, w której nie jest zbyt ponuro i zimno - tylko ciepła tonacja.
Ufff! Teraz było łatwiej! Pierwsza upolowana glazura? Sensual, kolor Orange z Paradyża. Powaliła mnie na kolana - i to dwa razy. Pierwszy raz wtedy, kiedy ją zobaczyłam, drugi - gdy poznałam jej cenę. W ten oto sposób moje serce zostało złamane - raz na zawsze. Ale zdjęcie zamieszczę - z sentymentu - prawda, że cudna??? (Zdjęcie pożyczone z podobnego forum - jeśli Właściciel uzna, że naruszyłam jego prywatność - zostanie usunięte)
Kiedy już wstałam z klęczek zaczęłam rozglądać się za płytkami w kolorze pomarańczowym, szumnie nazywanym "orange". W ten oto sposób dotarłam do dwóch kolekcji z Opoczna. Oto i one:
LINERO, kolor ORANGE, format 30x60:
Druga to kolekcja CAPRI, kolor ORANGE, format 20x50:
Oczywiście ostateczny wybór nastąpi po zapoznaniu się z płytkami w sposób "organoleptyczny" - popatrzymy, pomacamy i... yyyy... no dobra, smakować nie będziemy!
Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na koleckję FLOWER - głównym sprawcą tego zainteresowania jest obecny w kolekcji mój ukochany, czerwony kolor.
Przy poszukiwaniu inspiracji natknęłam się na dwie firmy, o których wcześniej nie słyszałam. Pierwsza nazywa się RAKO, a jej ojczyzną są Czechy. Nazwa drugiej brzmi Baldocer - jest z Hiszpanii. Czy jej wśród nas ktoś, kto mógłby wydać opinię na temat płytek z tych firm? Bo ceny mają dość zachęcające!
Z Baldocer w oko wpadła mi kolekcja Colours, oczywiście Orange:
W RAKO znalazłam kilka interesujących kolekcji - czy płytki tej firmy można znaleźć w Polsce???
SAMBA:
INDIA:
MATERIA:
W salonie zostaje gres, o którym pisałam, że muszę do niego przekonać Radka. Melduję zatem, że zadanie wykonane - akcja "Przekonaj Męża" zakończona sukcesem! Teraz jeszcze czas rozejrzeć się za czymś jasniejszym do strefy pod kominkiem, do kuchni i wiatrołapu. Sama nie wiem, czy łączyś te panele z gresem imitującym jakiś jasny kamień, czy "pójść" w gres imitujący jakieś jasne drewno. Hmmm...
Przy okazji: spójrzcie na jakie cudne rzeczy natknęłam się dziś na pewnym blogu! Najpierw drzwi wejściowe, które całkowicie mnie zauroczyły:
I równie klimatyczny kominek: