Czekamy na hydraulika
No nie malowałam niestety niczego dysperbitem: po pierwsze dlatego, że to, co mogło być wczoraj pomalowane - to zostało, a to co nie mogło - to dosychało, żeby mogło , a po trzecie "przecież się tym pobrudzisz" - to cytat z mojego Taty , który zresztą - razem z Teściem - wcale nie próżnował! Przez cały dzień udało im się zrobić, co następuje, czyli:
1. Zdjąć blaty szalunkowe - i równo je poukładać
2. Pomalować tym czarnym mazidłem: kotłownię, sypialnię i pokój oraz garaż - od wewnętrznej strony fundamentu
3. Zrobić wykopy pod rurę kanalizacyjną (być może w tym momencie, po powrocie z pracy, dołączył się mój Mąż - nie zapytałam niestety, ale na wszelki wypadek dokumentuję, żeby potem nie było!)
Na sam koniec przyjechał do nas pan hydraulik, obejrzał sobie wszystko, ucieszył się z otworów przelotowych w fundamencie i powiedział, że będzie musiał wywiercić jeszcze dwa... na rurę łączącą kuchnię z dużą rurą. Dziś miał zaczynać pracę, ale niestety pogoda nie dopisała - lało, jak nie wiem co! W każdym razie jego usługi będą nas - póki co - kosztowały 500 PLN.
Obecnie Mąż, Tata i Teść dalej działają na działce, a ja idę właśnie do łazienki, wytoczyć wojnę pająkowi, który chowa się przede mną za największą dostępną rurą! Fujjjjj!
A propos pająków: ostatnio natknęłam się na wyjątkowo wstrętny okaz, który miał śmiałość łazić po naszych fundamentach. Już teraz zapowiedziałam Mężowi, że niezbędnym wyposażeniem naszego Lapisa będą siatki przeciwowadowe w oknach!