Doradcowo-bankowych zmagań ciąg dalszy...
Ech... No nikt nie obiecywał, że będzie łatwo - ale też nie mówił, że będzie AŻ TAK pod górkę! I nie o pogodzie bynajmniej tu mowa (chociaż ta też w tym roku postanowiła nas nie rozpieszczać) ale o doradcach, tzw. kredytowych Trafiliśmy niestety na człowieka, który był zachwalany jako "wybitny specjalista" - ale niestety na własnej skórze przekonaliśmy się, że to stwierdzenie mija się z rzeczywistością. Po pierwsze - mieliśmy wrażenie, że wiemy więcej od tego pana, po drugie - mniej konkretnego człowieka od niego ze świecą trzeba by było szukać, a po trzecie odpowiedź na zadane przez nas pytania dawał po kilku dniach - a to stanowczo za długo. W pewnym momencie byliśmy już u kresu wytrzymałości! Zdesperowani postanowiliśmy skorzystać z oferty doradczej jednej z firm, która przysłała nam reklamę na maila. Tak oto znaleźliśmy się pod skrzydłami bardzo rzetelnego, konkretnego i "czającego bazę" NOWEGO pana doradcy. Finał jest taki, że po dwóch tygodniach od pierwszego z nim spotkania udało nam się skompletować wszelkie niezbędne dokumenty (włącznie z wyrysem i wypisem z ewidencji gruntów, kosztorysem - nad którym wytrwale pracował mój najkochańszy Mąż oraz operatem finansowym - który właśnie przygotowuje dla nas rzeczoznawca).
W piątek mamy cały ten uzbierany przez nas papierkowy "majdan" zawieźć do naszego doradcy, gdzie już czekać będą na nas wnioski do złożenia do trzech różnych banków.
Także od poniedziałku będziemy czekać na to, co nam cofnie, a co każe poprawiać analityk bankowy.
Swoją drogą dodam, że jeszcze całkiem niedawno w swej naiwności myślałam, że budowa domu to nic trudnego, a banki tylko czekają z otwartymi drzwiami, żeby pomóc w realizacji budowalnych marzeń. A tu taka niespodzianka!!!
Obecnie naszą najważniejszą dewizą życiową jest powiedzenie "Co nas nie zabije - to nas wzmocni!"